DSC04652Marzenka2

Pedagog radzi – co ma wpływ na wychowanie dziecka?

- Nie jedz tyle masła, bo będziesz miała luki w mózgu – mawiała babcia mojej przyjaciółki. W gruncie rzeczy chodziło, o korekcję zachowania. Masło jest wszak zdrowe, a już na pewno nie powoduje pustych przestrzeni w mózgu. Od nadmiaru może boleć brzuch, czy żołądek. Babcia pomyślała, że jeśli porządnie przestraszy Zuzię, to mała zacznie unikać białego smakołyku. Co też się stało. Moja przyjaciółka boi się szkodliwego wpływu masła i zarzeka się, że go nie lubi. Babcia osiągnęła swój cel, zaprzeczając tym samym bezstresowemu wychowaniu. Czy jej metody wychowawcze były właściwe? Nie mnie oceniać!

Nie mniej uważam, że można było inaczej… Przede wszystkim chcę powiedzieć, że uważność jest receptą, na wychowanie szczęśliwego dziecka. Nartowska pisze, iż wyjściem, do jakichkolwiek działań profilaktycznych, czy terapeutycznych winna być obserwacja dziecka, w jego codziennej aktywności. Ja powiedziałabym jeszcze, że swobodne podążanie za dzieckiem, pełne skupienia, uwagi pomaga dziecku decydować, a nam trzymać rękę na pulsie.

W tym momencie zarzucono mi, że jestem fanką bezstresowego wychowywania. Stop! Nie istnieje coś takiego, jak bezstresowe wychowanie! Co to może znaczyć?

Lęk jest wpisany w nasze życie i gdyby nie lęk, marne byłyby nasze szanse na przeżycie. Nie chodzi o zastraszanie, a o przedstawianie faktów:

- Nie podchodzimy do obcych psów, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich zachowania.

- Nie podchodzimy do żmii, wężów, krokodyli – zwłaszcza w ich naturalnym środowisku. Takie spotkanie może okazać się ostatnim!

Lęk determinuje chęć przeżycia. Stan zagrożenia wyzwala strzał adrenaliny, a ta powoduje, że mamy dość siły, by uciec bądź zmierzyć się z sytuacją nagłą. Bezstresowym wychowaniem, w moim mniemaniu, jest okłamywanie dziecka, jakoby świat był oazą spokojnych zwierząt, a krokodyle dają się pogłaskać. Korczak pisze, że dziecko to człowiek, więc tak go traktujmy – przedstawiajmy fakty, by i dziecko było uważne.

Uważność rodzi ciekawość, a ta jest kolejnym aspektem wychowania. Dziecko ma naturalną ciekawość poznawania świata. My rodzice, świadomie bądź mniej świadomie zabijemy w dziecku tę ciekawość, kierując się własnym lękiem o ich dobro i bezpieczeństwo. Gdybyśmy my dorośli byli ciekawi siebie, świata, ludzi, przyszłości byłoby mniej zachorowań na depresję. Depresja (w spłaszczeniu i gigantycznym skrócie) jest przekonaniem, że wszystko już było i na nic nie mam wpływu. Hmmmmm, zapominamy, że wszystko jest połączone. Może jeden człowiek nie zbuduje mostu, ale już kilka osób, z pomocą maszyn, dlaczego nie? Jesteśmy sobie potrzebni.

Wracając do tematu ciekawości. O ile przyjemniej patrzy się na dorosłego człowieka, który trzyma pierwszy raz w życiu bumerang. Rzuca i rzuca i zastanawia się, dlaczego to do niego nie wraca. Jeszcze nie odkrył, że bumerang potrzebuje wprawnej ręki, doskonałych warunków atmosferycznych. Nie mniej rzucający ćwiczy cierpliwość, sprawdza, doskonali się w rzutach i…. zapomina, że dziecko czeka na swoją kolej. Dzieci patrzą na mamusie i tatusia, same chcą spróbować, chcą być coraz lepsze, a to, co robią, sprawia im ogromną frajdę.

Mamy już uważność, ciekawość, a przy okazji naśladownictwo. Celowo, nie napisałam na samym początku, że miłość determinuje wychowanie. Na ten temat wiele się spekuluje – czy rodzice mają coś takiego jak instynkt macierzyński, czy nie. Wolę o tym nie rozprawiać. Moja koleżanka mówi:

- Naprawdę lubię moją córkę. Jest naprawdę ciekawym człowiekiem i czuje się dobrze, kiedy z nią przebywam.

Myślę, że nie można w pełni kochać drugiego człowieka, kiedy nie kocha się siebie. Gadanie pt. „Szanuj swoje ciało”, które wypowiada matka, stojąca na balkonie, zaciągająca się dymem papierosowym…. To się gryzie. Nie ma zgodności pomiędzy fonią a wizją. Czego dziecko się uczy? Mów jedno, rób drugie! I moje ulubione, kiedy matka do ośmioletniej córki:

- Kochanie, kocham Twój brzuszek, jest idealny.

A podczas kolacji:

- Dziecko nie jedz więcej, bo już żadne Twoje jeansy nie dopinają się ma brzuchu.

Dziecko uczy się, że miłość i akceptacja wypełnione są warunkami.

- Jeśli będę dość chuda, moja mamusia będzie mnie kochała.

A zwykło się mawiać, że miłość jest bezwarunkowa…

Z wielu definicji terminu wychowanie, dowiemy się, że jest ono działaniem celowym, zaplanowanym w czasie, zindywidualizowanym oddziaływaniem na podmiot wychowania. Co ja myślę? Myślę, że wychowujemy się nawzajem. Wchodzimy w takie relacje, które niezależnie od wieku pozwalają nam wzrastać i umacniać się, a w najgorszym razie uczą stawiać granice i podejmować wyzwania, by pokonać trudności. Dzieci uczą nas dbania o zaspakajanie swoich potrzeb. Pokazują, jak to jest kochać siebie. Gdybyśmy na chwilę zeszli z naszych wysokich stołków moglibyśmy wiele zyskać i jeszcze więcej dać. Jesteśmy dorośli, a tak często zachowujemy się, jak źle wychowane dzieci (hahhahahaha).

 

Marzena Przekwas-Siemiątkowska

Pedagog
Szkoła Podstawowa nr 2 im. Marii Konopnickiej
w Szamotułach

Marzena Przekwas-Siemiątkowska – biogram